Artykuły
-Mamo, jak urosnę, to chcę być piosenkarką.
-A ja strażakiem i będę gasić wielkie pożary.
-A ja będę sławny i bogaty… - często tak mówimy.
„Co ty głosisz?” usłyszałam kilka miesięcy temu od mojej koleżanki Krysi. To była jej odpowiedź na moje narzekania, że czegoś nie umiem zrobić, że tego nie da się zrobić, dając jej kilka uzasadnień, tak z „rękawa”, bez wysiłku. Powtarzała to pytanie, jeszcze tyle razy, jak tylko rozpoczynałam swoją „litanię” rzeczy niemożliwych. W końcu zapytałam: „o co chodzi? - odpowiedziała mi - nie wiesz? przecież słowo ma moc...”
Chwałę oddajemy Bogu! Całe stworzenie wielbi swojego Pana, bo Bóg i tylko On jest godny nieprzerwanego zachwytu. Jest Stworzycielem świata, w Słowie Wcielonym - Jezusie Chrystusie, jest naszym Odkupicielem i Zbawicielem. Uwielbienie rodzi się w sercu spontanicznie, by więc wielbić Boga, trzeba mieć serce dziecka - pełne ufności i pokory. Uwielbienie musi być autentyczne, głośne, radosne, musi angażować całego człowieka, nie tylko duszę, ale i ciało.
Byłem świadkiem rozmowy o modlitwie, podczas której usłyszałem wypowiedź o wyrzutach sumienia z powodu zaniedbywania regularnej modlitwy. Słowa, które tam padły nie tylko mnie dotknęły, ale zaniepokoiły. Niepokój wyniknął z tego, że zaczęła męczyć mnie następująca myśl: jeśli brak kontaktu z Bogiem wzbudza poczucie winy wobec Niego, to oczywiste jest, że w pierwszym odruchu nie popchnie mnie to do kontaktu z Nim, a nawet jeśli podejdę do modlitwy, to ze smutkiem i poczuciem winy z powodu wcześniejszego jej zaniedbania.
Co się więc z nami dzieje, gdy nie odczuwamy Boga, choć właściwie nie odczuwamy tak, jak byśmy chcieli. Buntujemy się, rośnie w nas żal, żałość, rozczarowanie Bogiem i tym, że nagle przestał „być” obok nas. Oczywiście przeżywamy wtedy swoiste Jego zaćmienie. Wiele razy byłam świadkiem łez wylewanych z powodu pytania: Gdzie znajduje się mój Bóg?
Od najmłodszych lat towarzyszyła mi myśl, że Bóg jest. Wychowałam się w rodzinie katolickiej, w której nigdy nie opuszczano niedzielnej Mszy Świętej. Wierzyłam, że On gdzieś jest i patrzy na nas z góry. Bóg, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Był to obraz dość surowego Boga. Żyłam przez bardzo długi czas w przeświadczeniu, że na Bożą miłość trzeba zasłużyć dobrym zachowaniem, a na Jego uwagę trzeba zapracować. Modliłam się, bo myślałam, że jeżeli nie będę tego robić, to nie będę „dobrą córką”. Robiłam to raczej ze strachu, z poczucia obowiązku.